piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział XVIII - Pustka

 Siedziałem na łóżku, patrząc na telefon. O dziewiątej trzydzieści miała przyjść do mnie Laara, bo zdziwiła się, że nie chcę nigdzie wychodzić. Jednak było po dziesiątej, a jej dalej nie było. Westchnąłem głośno i wybrałem numer Jonathana.
 Nie odebrał. Tak samo jak wczoraj, albo dzisiaj koło dziewiątej. Zdziwiło mnie najbardziej to, że nawet nie raczył odrzucić. Telefon po prostu pewnie mu gdzieś dzwonił, jak go pieprzył ten jego nowy. Ciekawe kto to? I ile się znają? Ja pierdolę. Ostatnio tylko takie myśli chodzą mi po głowie. Jak go bierze, ile razy w tygodniu, albo dziennie, czy robi mu śniadania i przynosi do łóżka, albo, czy jest, kiedy on tego potrzebuje. Przez to wszystko dopiero po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Przetarłem mokre oczy i wyszedłem do przedpokoju. Otworzyłem, widząc zadyszaną Veronicę.
 - Hej, wiem, spóźniłam się, ale to przez przypadek dosłowny... - Podniosła do mnie oczy. - Płakałeś?
 Odwróciłem momentalnie oczy. - Nie. Kroiłem cebulę, a mam na nią uczulenie i tak wyszło - powiedziałem i wzruszyłem ramieniem. - Wchodzisz, czy wolisz stać na klatce? - zapytałem i odszedłem od drzwi.
 Weszła na korytarz i Ściągnęła buty, a potem wiosenną kurtkę. Powiesiła ją na wieszaku.
 -  Napijesz się czegoś? - zapytałem, a ta poprosiła wody. Powiedziałem, żeby poszła do salonu, a ja nalałem dla niej wody, a dla siebie wziąłem kieliszek i butelkę wina. Usiadłem obok niej na kanapie.
 - Powiesz mi co się dzieje? - zapytała, przekrzywiając lekko głowę.
 - Nic się nie dzieje.
 - Tak? Jakoś dziwnie się stało, że ostatnio nie pokazujecie się nigdzie z Jonathanem. Ani nawet ty się nie pojawiasz chociażby na kawę u mnie. Od dwóch tygodni, jak nie więcej, nie wychodzisz w ogóle z domu, cholera, Jeff. Martwię się - powiedziała i złapała mnie za rękę. Ścisnęła lekko tą swoją małą, drobną i kościstą dłonią o moją pokaleczoną, dużą, lekko spuchniętą i z odciskami.
 - Nic się nie dzieje, Veronica.
 - No przecież widzę.
 - Gówno widzisz - mruknąłem i zabrałem swoją rękę.
 - Widzę, że masz całe podpuchnięte oczy od płaczu. I widzę, że się strasznie zapuściłeś. Broda ci rośnie. Do tego chodzisz w koszulce, która ma wielką plamę na brzuchu i lekko śmierdzisz. Do tego nie widzę tutaj nigdzie Jonathana i...
 - Dobra! Już. Tylko się zamknij - poprosiłem w mało dżentelmeńskim stylu i oparłem łokcie o swoje kolana, głowę przytrzymałem dłońmi i lekko przetarłem oczy. - Zostawił mnie - powiedziałem cicho, niemal szeptem. - Po dwóch latach bycia razem, po tym, jak zabrałem go od jebanego skurwiela, który lał go co najmniej raz dziennie. Po tym, co mu dałem i po tym, na co mu pozwalałem. Kochałem, go. Dalej kocham. I on cały czas siedzi mi w głowie, mimo, że on ma mnie dosłownie w dupie. Spakował się i uciekł, jak ja byłem w pracy. Po dwóch tygodniach przyszedł po resztę rzeczy. Nawet nie wiesz, jak to boli. Tym bardziej, że on jest wszędzie w tym mieszkaniu. Wszędzie. Siedzi na kanapie, przy stole, przy lodówce, w łazience, w odbiciu w lustrze, w naszej sypialni. Wszędzie czuję jego zapach i widzę jego rude włosy. Ja... - położyłem głowę na jej kolanach. - Ja nie umiem bez niego. Oddychanie jest cholernie trudne...
 - Ciii.... Spokojnie - szeptała, głaskając mnie po włosach. - Kto by pomyślał? Taki duży, a tak się rozkleja... - powiedziała z uśmiechem i dalej mnie głaskała. Po chwili pochyliła się i przytuliła swoją głowę do mojej. - Już dobrze, mały. Jestem. On wróci, jak zrozumie, że tęskni - powiedziała i pocałowała mnie w głowę. - Jadłeś coś? - zapytała, a ja pokiwałem głową, zaprzeczając. - Mam zamówić pizzę? - pokiwałem, potwierdzając.
 No i siedziała tak ze mną. Aż nie zasnąłem. A potem ona ze mną, bo kiedy koło czwartej się obudziłem - Veronica dalej robiła mi za poduszkę. Poszedłem pod prysznic. Spędziłem tam chyba godzinę. Ostatni raz tutaj się kochaliśmy. Jeszcze wtedy był mój. A teraz? Przypierdoliłem pięścią w kafelki. Aż iskra przeszła mi po całej ręce i kręgosłupie. Jęknąłem z bólu. Wyszedłem i poszedłem do pustej sypialni. Ubrałem bokserki i poszedłem do salonu. Podniosłem sobie Veronicę na ręce i zaniosłem ją do łóżka. Sam za to rozłożyłem się na kanapie. Nie mam ochoty spać z kimś innym w łóżku, w którym spałem zawsze tylko z Jonathanem. Nawet Veronica nie naprawi dziury.
 Ale w sumie... Kiedyś muszę wyjść. I kiedyś muszę wstać z kanapy. Muszę wyjść i być. I iść do pracy, bo szef mnie zajebie.
 I właśnie z taką myślą zasnąłem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz