sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział VIII - Kawa

 Muszę przyznać, że nie tylko ja zmieniłam się, od kiedy ostatnio widziałam się z Dannym. Stał się... Jakby to powiedzieć... Nie wiem. Biła od niego taka dziwna aura, jakby naprawdę miał coś ogromnego na sumieniu. Ale nie miał!
 Kiedy tylko zauważyłam przy stole jego. jak mniemam, kochanka, od razy wyszłam z domu i dałam im odpocząć. W końcu nie ładnie im tak przerywać, kiedy oni będą mogli coś porobić, prawda? Coś czego kościół zabrania przed ślubem. Ogółem śmieszyło mnie zawsze, bo po co, kurwa, jest stworzona czystość przedmałżeńska? W końcu to mało potrzebne, niemal tak samo jak reszta tego gówna, co nazywa się chrześcijaństwem. Ah, nie ma to jak być antychrystem.
 Może i mało znałam Nowy York, jednak w sumie nie było tutaj tak źle. Tym bardziej, że nie za bardzo wiedziałam, gdzie idę i jakie ulice mijam. Zawsze potem mogę zadzwonić do Danny'ego i zapytać się, czy po mnie przyjedzie, albo chociaż powie, jak iść, co? Ewentualnie złapię taksówkę i podwiezie mnie ona pod sam dom kuzyna. Kurwa, trzy lata go nie widziałam. To w sumie było całkiem ciekawe, zobaczyć go po tak długim czasie, jednak... I tak mi coś w nim nie pasuje. Może zdradza tego swojego kochasia? Albo może dopiero się o siebie starają? Albo są seks-przyjaciółmi? W sumie.. pewnie nie powinnam się zbytnio tym przejmować. To jego życie. A ja przyjechałam tutaj, żeby studiować, a nie myśleć o życiu miłosnym mojego kuzyna.
 No i... nie powiem, ale zamyślałam się. I wpadłam na kogoś. Pierw myślałam, że był to facet, jednak kiedy się podniosłam, spojrzałem na wyższą odrobinkę ode mnie brunetkę. Podnosząc się z bruku zabrałam też jej telefon. - Przepraszam, jak zawsze nie uważam - mruknęłam mało zrozumiale i podałam jej telefon.
 - Nic się nie stało. Ja też nie uważałam - zapewniła i z powrotem podłączyła słuchawki, jednak teraz wyciągnęła jedną, jakby czekała, że coś jeszcze powiem.
- Laara - od razu się przedstawiłam i wyciągnęłam do niej rękę.
 - Veronica - odpowiedziała od razu, spoglądając na mnie zza swoich szkieł. - Idziesz na kawę? - zapytała, unosząc brwi, na co ja pokiwałam ochoczo głową.
 W trakcie rozmowy dowiedziałam się mniej - więcej tyle, że jest rok starsza ode mnie i aktualnie jest na drugim roku dziennikarstwa. Do tego w końcu wyrwała się od ciągłych zasad jej katolickich rodziców. No... Ja jestem antychrystem, gdyby była prawdziwą, zagorzałą chrześcijanką pewnie nie polubiłybyśmy się jakoś specjalnie. Do tego uwielbia spać do południa, więc tu też jest duża różnica między nami, bo przy moim śnie to... No.. Za wiele nie ma do gadania. Za mało snu przy tak długiej dobie. Ale to nic. Do tego mało rzeczy lubi, więc je mało. Niejadek totalny, już gdzieś to chyba słyszałam. (<3, mówiłam?)
 Jednak bardzo przyjemnie mi się z nią siedziało. Rozśmieszała mnie i do tego uparcie słuchała. Nawet zauważyła blizny na ręce i zapytała, czemu robiłam sobie krzywdę. I nie przeszła obok tego tak, jak robi to większość ludzi. To było.. aż urocze, muszę przyznać. Nie ignorowała, jednak kiedy widziała, że niechętnie o tym mówię - powiedziała, że wcale nie muszę.
 Do tego była zaskoczona tym, czym się posługuje. I nie umiała zrozumieć, jak ja z tym wszystkim wyrabiałam. Teraz oczywiście już za wiele z tego nie zostało. W końcu jedynie japoński został mi rok do zrobienia pełnego certyfikatu. Ale, że szkoła językowa jest w Nowym Yorku i zawsze tutaj dojeżdżałam - ja nie widzę powodów, dla których miałabym kończyć z nauką języka.
 Pożegnałam się z nią, a w ostatniej chwili dałam jej swój numer, mówiąc, żeby zadzwoniła, jak nie będzie miała z kim wypić kawy. Veronica. Mmmm... Ładnie.
 Tak więc po takim dniu wróciłam do domu. Gdzie nie było już kolegi Danny'ego, a za to ten siedział na kanapie sam z lodami i kocem na nogach. Usiadłam obok niego i wlepiłam oczy w ekran.
 - Mam wyjechać? - zapytałam po chwili.
 - Nie, czemu? Zostań, skoro chcesz studiować. Mam taką pracę, że nie musisz pracować, a pewnie od matki będziesz dostawać jakąś kasę, więc sprawa tylko wyżywienia cię - powiedział, wzruszył ramieniem i wskazał głową na stolik przy ścianie. - Tam jest telefon domowy. Zadzwoń sobie po jakieś żarcie, bo pewnie jesteś głodna, a zapiekanka się skończyła. Gazetki są za telefonem - mruknął i wciągnął łyżkę lodów.
 - Kto to był? Ten facet? - zapytałam, podnosząc tyłek z kanapy. Podeszłam do stolika i zaczęłam przeglądać gazetki z żarciem. Chińszczyzna, tajska kuchnia, sushi, kurczak z rożna na sto sposobów, Pizza Hut, Burger King... W sumie dużo tego miał. Pewnie mieszkając samemu od śmierci cioci żywił się tylko tym.
- Przyjaciel.
- Dobra, nie ściemniaj. Sama wolę kobiety, więc jeżeli go kochasz możesz mi powiedzieć!  - powiedziałam z entuzjazmem, wybierając Burger Kinga.
 - Bez wzajemności - mruknął mało szczęśliwym głosem, więc momentalnie mój ogromny uśmiech zmalał.
 - Przykro mi. Mogę tylko powiedzieć, że wiem, jak to jest - mruknęłam i wzruszyłam ramieniem. Ale ja wcale nie wiedziałam, bo nigdy nie byłam zakochana. Nikt nigdy nie złamał mi serca. I chyba nawet się z tego cieszę, widząc minę kuzyna.
 - Chyba chcę iść do pracy - mruknął, rozglądając się. - Ale mam wolne - mruknął i wstał, po czym wrócił z papierosami. No i tak spędziliśmy wieczór. Ja zjadłam burgera, za którego Danny zapłacił, wypalił chyba całą paczkę, a ja mu w tym chętnie pomogłam i oglądaliśmy jakieś tanie romansidła. Ah, tak. Tak można żyć.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz