poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział XXIX - Miłość?

 Spojrzałam na niego i patrzyłam na to miejsce jeszcze długi czas, kiedy Danny poszedł. Jest dziwką? Czyli, że co.. Idzie do jakiegoś burdelu, daje dupy, bierze kasę, a potem wraca, jak gdyby nigdy nic, do domu? Ale... To z tego on ma tyle pieniędzy, tak? Ciekawe, ile dostaje. I ciekawe, czy w ogóle ma zamiar przestać? Przecież całe życie jego tyłek nie będzie taki seksowny i piękny. I co on wtedy zrobi?
 Westchnęłam głośno i sięgnęłam po telefon.
 - Hej, tak... Co robisz? - zapytałam do telefonu, uśmiechając się lekko.
 - Nic, w sumie. Stało się coś? - słysząc jej głos, uśmiechnęłam się sama do siebie.
 - Nie, kaca mam. Potrzebuję pielęgniarki - powiedziałam załamanym głosem, a Veronica tylko się roześmiała. - To co? Pomożesz schorowanej? - zapytałam, a słysząc, że będzie za dwadzieścia minut, rozłączyłam się.
 Wstałam z łóżka i zaścieliłam je ładnie, po czym wyniosłam wszystkie naczynia. Jest ich tutaj pełno. Głównie ze względu na to, że mi się tego nie chce wynosić, a potem układają się takie ogromne kupki. Odpaliłam papierosa, będąc na dole, po czym poleciałam do swojego pokoju. Ubrałam się, bo w końcu w bieliźnie latać nie będę, a przynajmniej nie przy Verze, po czym umalowałam się - tak jak zawsze, zresztą, czyli kreska, rzęsy i korektor, żeby zasłonić sobie worki pod oczami. Tak, żeby nie było ich widać.
 Odpaliłam kolejnego i wtedy zadzwonił dzwonek, więc zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.
 - Hej - mruknęła i przytuliła mnie na powitanie. Objęłam ją i zamknąłem za nią drzwi. Widząc, że ma torbę pełną zakupów, roześmiałam się.
 - Po co ci to? - zapytałam.
 - Pomyślałam, że może zrobię nam coś dobrego do jedzenia? Coś co ja zjem - mruknęła i uśmiechnęła się szeroko, jednak kiedy podniosłam papierosa i zaciągnęłam się nim, zabrała mi go.
 - Ej! - wykrzyczałam, próbując go zabrać.
 - Nie będę się całować z popielniczką - mruknęła i zaraz zamknęła mi usta swoimi. Otworzyłam oczy ze zdziwienia, jednak zaraz pogłębiłam lekko pocałunek i przytrzymałam ją na chwilę dłużej, szczerząc się jak głupia.
 - Dobra, cofam. Jak masz zamiar mnie całować za każdego papierosa, to chyba muszę sobie karton kupić - mruknęłam, a ta poszła do kuchni,gdzie to zaczęła rozpakowywać zakupy. Pomogłam jej, a dosłownie godzinę po robocie w kuchni - siedziałyśmy przy stole, popijajac wino. W tle puściłam swoją ulubioną kapelę, którą zresztą Veronica też uwielbiała.żeby cokolwiek grało, kiedy my jadłyśmy.
 Siedziałyśmy tak, rozmawiając. Jak zawsze znalazło się milion tematów, a miejscami przekrzykiwałyśmy się nawzajem. I nawet pozwoliła mi zapalić, pod warunkiem, że potem umyję zęby i wypryskam się perfumami. Tak więc po zjedzeniu, zabrałam talerze do zmywarki i poszłam do łazienki. tam umyłam ręce, potem zęby i na końcu wylałam na siebie zapach. Ten, który ona mi wybrała. Jak już mam być taka miła to już będę do końca.
 Zeszłam na dół, a widząc, że dalej siedzi, czekając na mnie, uśmiechnęłam się szeroko i podeszłam do niej.
 - A tak może być? - zapytałam, po czym stanęłam na palcach i pocałowałam ją, a kiedy ta się schyliła, już wcale nie musiałam stać. Przysunęłam ją do siebie bliżej, niż pewnie myślała, bo prawie się nie potknęła, kiedy przyciągnęłam ją za szlufki spodni. Jednak i tak oddawała pocałunki i nawet sama podniosła dłoń do mojej twarzy, chcąc mieć bliżej moje usta.
 Minęło... zaskakująco dużo czasu, zanim przypomniałam sobie, że przecież mam pokój. Odsunęłam się od niej i przysunęłam dopiero po chwili, kiedy złapałam ją za kolana i usadziłam na swoich biodrach. Przytrzymałam ją za uda, żeby nie spadła, a ta się roześmiała, łapiąc tymi swoimi łapkami mój kark. Kiedy weszłyśmy do pokoju, położyłam ją na łóżku, siadając jej między nogami. Odsłoniłam jej twarz z włosów i uśmiechnęłam się, całując ją po chwili mocno. Mocno i namiętnie. A ona oddawała to jeszcze lepiej. Jej usta wręcz uzależniały tym, jak smakują, swoją strukturą i...Wszystkim dookoła.
 Złapałam jedną jej rękę i splotłam nam palce, podnosząc ją ponad jej głową. Zjechałam ustami na szczękę,potem ucho i szyję. A słysząc, jak wzdycha, tak naprawdę dostawałam tylko obłędu. Kurwa, serio? Czemu ona mnie aż tak podnieca. Przecież nawet nic nie robi!
 Wsunęłam rękę pod jej bluzkę, a znajdując piersi, ścisnęłam je lekko, uśmiechając się. Ale jej mina wcale nie była taka, jak wcześniej, a nieco... zdenerwowana.
 - Stało sie coś? -zapytałam, a ta złapała moją rękę, po czym wyciągnęła ją spod swojej bluzki.
 - Nie, tylko... Wiesz... Ja nawet nie wiem, co między nami jest i tak...Wolę poczekać, zanim zdejmiesz mi spodnie - powiedziała i podniosła swoją rękę do mojego policzka. Przejechała kciukiem po moich ustach, a ja uśmiechnęłam się lekko.
 - Nie ma sprawy, mała - mruknęłam, po czym położyłam drugą rękę obok jej głowy. Pocałowałam ją mocno, a chwilę potem i tak położyłyśmy się w łóżku i oglądałyśmy jakiś durny serial, aż ta nie zasnęła u mnie w łóżku. Słodkie. Tym bardziej, że tak ładnie i słodko się do mnie przytulała. Wyglądała tak krucho, że miało się tylko ochotę przytulić ją i nie puszczać. Kurwa. Za bardzo mi chyba zależy.

sobota, 23 maja 2015

Rozdział XXVIII - Spierdolić? Za mało powiedziane.

 Skończyłem papierosa, wychodząc z domu. Oczywiście - znowu dostałem. Nie raz, czy dwa. Ale moja głowa została rzucona o ścianę, wyrwał mi kilka włosów, a do tego mam ślad po przejechaniu u mnie paznokciami na karku. Jednak nie mogło to być wyjście. Ja wybiegłem, nie chcąc dostać jeszcze więcej. Philip, kiedy jest wkurwiony i napity staje się prawdziwym tyranem, którego nie chciałbym widzieć w zyciu. Jednak kocham go i nie potrafię się na niego długo gniewać. Więc wyjdę... połażę. On się uspokoi.
 Tym oto sposobem znalazłem się pod moim domem. Moim i... Jeffa. Nie wiem, czemu trafiłem tutaj. Potrzebowałem przyjaciela. Kogos, kto mnie teraz wysłucha i zechce mnie przytulić. Kogoś, kto... poradzi, co mam zrobić.
 Wszedłem do klatki, korzystając z tego, że jakaś starsza baba wyszła z psem. Przywitałem się krótkim "dobry wieczór", po czym wręcz wbiegłem na górę. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem dwa razy.
 - Bądź w domu... - szepnąłem sam do siebie, a słysząc kroki, uśmiechnąłem się szeroko. Zaraz otworzył mi Jeff, w samych bokserkach, otwierając szeroko oczy. - Hej, mogę wejść? - zapytałem cicho, patrząc na niego błagalnie.
 - Nie... Nie za bardzo. Mam gościa - mruknął i odwrócił głowę. W tym momencie z łazienki wyszedł facet w samym ręczniku. Spojrzałem na Jeffa, ze łzami w oczach i westchnąłem.
 - Nie będę w takim razie przeszkadzał - szepnąłem, jednak zaraz chłopak złapał mnie za rękę. Wyszedł na klatkę, dalej mnie trzymając, a za sobą zamknął drzwi. Przysunąłem się do niego, a chwilę potem już przytuliłem i zacząłem mu ryczeć w koszulkę, użalając się nad własnym losem. A ten tylko głaskał mnie po głowie, drugą ręką obejmując, jakby trzymał przy sobie największy skarb na świecie. Kiedyś może i dla niego nim byłem... teraz nie wiem. - Jak mogłeś sobie kogoś znaleźć w tak krótkim czasie? - zapytałem żałośnie, pociągając nosem.
 - To nie jest moj facet - powiedział momentalnie na swoją obronę. - Spotkałem go przed klubem i za danie mu szluga ten zaproponował piwo. Jakoś tak wyszło, że się upiliśmy i ten zapytał się, czy może zostać na noc, bo nie zabral kluczy, a wszyscy od niego z domu wyszli i nie za bardzo ma sie gdzieś podziać. Więc łazienkę też mu udostępniłem - mruknął i uśmiechnął się lekko. - Wrócisz w końcu do domu? - zapytał cicho, odsuwając mnie od siebie. Złapał moją twarz w swoją dłoń i zaczął ją gładzić palcem, a właściwie kciukiem, uśmiechając się lekko.
 - Nie mogę... Gdyby Philip... - zatkałem sobie momentalnie usta.
 - Wróciłeś do tego skurwiela!? Nie po to cię stamtąd wyciągałem, żebyś teraz znowu dostawał wpierdol każdego dnia, idioto! - wykrzyczał brunet i schylił się nade mną. Zaraz zostałem przygwożdżony do ściany, całujący. Wzdychałem mu w usta, rozkoszując się tym, że zawsze dobrze całował. Smakowałem jego warg, a on moich, kiedy to jego ręka zabrała moją. Jeff położył ją sobie na lewej piersi. - Czujesz? To dla ciebie bije - szepnął, opierając czoło o to moje. - Kocham cię, Jonathan. Kocham, kochałem i będę kochać. I nie jestem w stanie się z tego wyleczyć... I nawet nie chcę. Bo dopóki żyjesz będę cię błagał, żebyś wrócił. Żebyś znowu był tylko mój - mówił dalej, a ja zamknąłem oczy, wsłuchując się w jego słowa. - Bo ja zawsze będę twój. Nie ważne, co zrobisz... I tak zawsze będę należał do ciebie - dodał na sam koniec i znowu zaczął mnie całować. A ja jego. Jego usta... były jeszcze lepsze, niż normalnie.
Oderwał się ode mnie dopiero, kiedy ten koleś wyszedł na klatkę. Spojrzał na niego dziwnie, po czym poprosił, żeby wszedł, bo nie wie, co ma zrobić.
 Kiedy tylko Jeff powiedział, żebym poczekał - ja już dawno nie stałem na klatce, a biegłem. Nie. Nie chcę do niego wrócić. Nie chcę tej czułości. Nie chcę... Nic. Chcę po prostu wyrzucić go z głowy. Wlasnie tak. Spierdoliłem. I to porządnie.

sobota, 9 maja 2015

Rozdział XXVII - Nowy przyjaciel?

 Wróciłem na spokojnie do burdelu. Ani trochę nie zdziwił mnie widok Danny'ego, który siedział na kolanach tego blondyna... Jak mu tam było? Olivier? Chyba tak. Danny często o nim gada i nie dało rady nie zapamiętać imienia tego chłopaka. Ciekawe, czy oni są razem. W końcu... Nie mogą. Poza tym, co dzieje się w burdelu, nic nie powinno wyjść na światło dzienne. Szukanie miłości w takich miejscach jak to jest głupie. A zwłaszcza, jeżeli chodzi o Wet Flower.
 Usiadłem na swoim krześle w pokojach do pierdolenia. Widziałem doskonale, jak nasz najmłodszy nabytek - Gabriel - rozbiera jakiegoś faceta, kiedy pozostała dwójka dobiera się do niego. Ten dzieciak chyba nawet nie wie, na co się pisze. To idiotyzm, bo skoro zaczyna już teraz - za jakiś czas będzie czuł do siebie jedynie obrzydzenie.
 Spojrzałem na zegarek. A chwilę potem usłyszałem krzyk. Momentalnie polazłem do pokoju, w którym owy krzyk się odbywał i ani trochę się nie zdziwiłem, bo wydobywał się on z pokoju numer osiemnaście. Pokój Gabriela. Już na wejściu można było zobaczyć, że jeden uderza go w twarz, pchając mu kutasa do ust. Stanąłem przy framudze i zacmokałem.
 - Panom już chyba podziękujemy - powiedziałem momentalnie, a mimo to całkiem przystojni faceci nie przestawali.
 - Wypierdalaj - rzucił jeden, wchodząc do końca w Gabriela.
 Westchnąłem głośno i złapałem tego najbliżej za włosy. Odciągnąłem go od Gabriela, po czym uderzyłem jego łbem o ścianę. A on momentalnie zwiotczał i położył się na ziemi, nieprzytomny. Kolejny już leciał z pięściami. Dostałem w nos, a po chwili otrzepania się, uchyliłem przed kolejnym ciosem. Podstawiłem mu haka, a facet poleciał na podłogę, boleśnie uderzając się w łokieć. Krzyknął, a ja kopnąłem go mocno w brzuch.
 - Powiedziałem, że macie wyjść - powtórzyłem, a on w pośpiechu wstał i wybiegł. Złapałem za nogę tamtego, który leżał. - O koledze zapomniałeś! - wykrzyczałem, a ten wrócił i zabrał go ze sobą, wybiegając.
 Spojrzałem na Gabriela, po czym usiadłem obok niego. - Nic ci nie jest? - zapytałem, a widząc, że trzyma się za policzek, zabrałem mu dłoń i położyłem swoją - wiecznie zimną.
 - Nie, chyba nie - mruknął, spuszczając wzrok.
 - Trójka na raz nigdy nie jest bezpieczna. Lepiej uważaj - mruknąłem, roztrzepałem mu włosy i wstałem. Podszedłem do framugi.
 - Jeff? - zapytał, patrząc na mnie tymi swoimi dużymi, zielonymi oczami. - Dzięki.
 - Nie ma za co - uśmiechnąłem się delikatnie i wyszedłem.
 Piętnaście minut potem, spokojnego siedzenia na stołku, przyszedł mój zmiennik, a ja mogłem zabrać wszystkie swoje rzeczy. Wyszedłem przed bar, a widząc, że idzie ten sam facet, co wcześniej - uśmiechnąłem się sam do siebie. Czyli jednak przyszedł?
 Kiedy tylko się znalazł obok mnie, spojrzał na mój nos.
 - Co ci się stało? - zapytał i uniósł brew. Wyciągnąłem papierosa, a on o dziwo swojego też.
 - To nic, w sumie. Tylko jedna bójka była, zaraz czerwone przejdzie - mruknąłem z uśmiechem i po zamienieniu kilku zdań w końcu poszliśmy do sklepu. Powiedziałem mu, że przyjdziemy do mnie, bo tak będzie najwygodniej z jednej strony, a z drugiej też to, że nie chcę chodzić do żadnych klubów.
 Otworzyłem drzwi mieszkania, po czym ściągnąłem kurtkę i buty.
 - Mieszkasz sam? - zapytał, po czym spojrzał na mnie.
 - Od pewnego czasu tak - rzuciłem i uśmiechnąłem się smutno. Ciekawe, co teraz mój Jonathan robi... Pewnie pieprzy się z tym swoim nowym, który nie wiem, kim jest.
 - Gdzie to położyć?
 - Włóż do lodówki dwa, a pozostałe zabierz do salonu. Raczej umiesz włączyć telewizor, co? - zaśmiałem się i zamknąłem za sobą drzwi od sypialni.
 Ściągnąłem spodnie, potem bokserki i założyłem nową, dolną garderobę. Potem ściągnąłem bluzkę, a drzwi od sypialni się otworzyły.
 - Co? - zapytałem, stając przez Harrym z nagim torsem. Uśmiechnął się miękko i spojrzał na mój brzuch.
 - Wow - rzucił i roześmiał się. - Nic, chciałem ogarnąć, co tak długo robisz - rzucił, po czym uśmiechnął się lekko. - Chodź - mruknął, po czym poszedł.
 Założyłem na siebie jakąś bokserkę i usiadłem obok niego. Wziąłem swoje piwo i otworzyłem je. Zapowiada się w sumie bardzo przyjemny wieczór. [/center]

środa, 29 kwietnia 2015

Rozdzial XXVI - Jestem dziwką

 Złapałem Laarę za ramię. - Pokaż - zażądałem i odwróciłem jej lewą rękę w swoją stronę. Spojrzałem na to, co sobie robiła, po czym westchnąłem głośno.
- Głupia - mruknąłem, puszczając jej rękę. Zabrała ją od razu. - Powiesz mi przez co? - zapytałem i uniosłem brew.
- Przez rodziców - mruknęła, po czym spuściła głowę. - Wiesz jacy oni byli w stosunku do Jacoba - dodała i wstała. - Idę do siebie - dodała, a ja chciałem podejść za nią, ale zaraz zniknęła na schodach.
 Wstałem od stołu i zabrałem naczynia po moim śniadaniu. Wlazłem na górę, po czym zebrałem swoje ubrania. tym razem wybrałem obcisłe spodnie do kostek, luźną koszulkę, która odsłaniała mi połowę klatki piersiowej, oraz zwykłe trampki. Wszedłem do łazienki i podkreśliłem oko kreską. Polazłem do Laary.
 - Idę do pracy, będę wieczorem - powiedziałem, na co ta wstała.
 - Powiedziałam ci czemu to teraz powiedz ty mi.
 - Co? - dopytałem, unosząc brew.
 - Gdzie pracujesz?
 Westchnąłem głośno i złapałem się framugi drzwi. Zakryłem twarz w ramieniu. Czy chcę jej o tym powiedzieć? Czy niewygada nic rodzinie? Nie powinienem się tym przejmować, ale jednak to moja kuzynka. Co ona może sobie o mnie pomyśleć? Przecież... To chore, nie?
 - Jestem dziwką - powiedziałem od razu, po czym zamknąłem oczy. -Tylko nie myśl o mnie źle. To... Wiesz... Przez sytuację - dodałem po chwili i pociągnąłem nosem. - Gdyby rodzice nie poszli do piachu zostałbym lekarzem - powiedziałem i uśmiechnąłem się krótko.
 Wyszedłem z jej pokoju i podlączyłem słuchawki do swojego telefonu. Założyłem zimową kurtkę, po czym wyszedłem z domu. Puściłem sobie muzykę, czując na sobie jej wzrok. Czy to wydaje się być dla wszystkich aż tak strasznie?
 Wiem! Oszczędzę pieniądze. Tak, żeby przez te wszystkie lata móc żyć i za rok porzucę Wet Flower. Napisze o tym Olivierowi. Będzie szczęśliwy, prawda? W końcu to zostawię. A on wprowadzi się do mnie i będzie się ze mną kochał i będzie mnie kochał. Tylko mnie. Tak mocno, jak ja go.
 Podekscytowany wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Oliviera, wsiadając do autobusu.
 - Hej, dzięki, że odebrałeś - powiedziałem z uśmiechem, który posłałem do jednego dzieciaka, siedzącego w autobusie. Kiedyś się zmienisz, mały. Zaczniesz się buntować, będziesz myślał o tym, żeby jak najszybciej uciec z domu. Żeby się wyrwać. A potem umrzesz w samotności.
 - Co się stało? - zapytał blondyn, tym samym wyrywając mnie z moich pesymistycznych myśli.
 - Będziesz na mnie czekał? - zapytałem. - To ważne dla mnie - powiedziałem i zagryzłem wargę. - Daj mi rok - poprosiłem. - Zostawię to wszystko w cholerę, ale musisz na mnie poczekać. Obiecać, że nie znajdziesz nikogo innego. Przyjdź dzisiaj, wszystko wyjaśnię... proszę - wyjaśniłem, przestając tym samym katować moje usta, po czym  wysiadłem z autobusu. - Wszystko się ułoży - dodałem.
 - Wpadnę za godzinę - rozłączył się.
 I właśnie z nastawieniem, że wszystko będzie dobrze, poszedłem do pracy. Spędziłem godzinę na barze, zabawiając jednego faceta. Schlał się w biały dzień, a Robert musiał go wyprowadzać, co wyglądało przekomicznie i jeszcze chyba nigdy się tak nie uśmiałem. Aż nie przyszedł Olivier. Złapałem go za rękę i zabrałem do naszego boksu.
Tam też usiadlem mu na kolanach i przytuliłem się do niego mocno. - Tęskniłem - powiedziałem od razu, po czym usiadłem na nim okrakiem, żeby mieć na niego lepzy widok.Ten od razu złapał mnie za twarz i przyciągnął do siebie, żeby pocałować. A zrobił to wspaniale. I po mniej więcej dziesięciu minutach odsunął się ode mnie, opierając swoje czoło o moje.
 - Ja za tobą też - odszeptał mimo panującej głośniej muzyki i złapał mnie ręką za biodro. - Miałeś mówić to mów - powiedział i uśmiechnął się lekko.
 - Zostawię burdel, obiecuję. Ale potrzebuję uzbierać pieniędzy na studia. Sprzedam dom i wprowadzę się do jakiegoś mieszkania dla mnie i Laary. Pomożesz mi, prawda? Tak, jak to mówiłeś. Zostawię to wszystko. Ale obiecaj, że mnie nie zostawisz, że dalej będziesz ze mną. Że dalej będziesz ze mną - powiedziałem i ściągnąłem brwi, po czym oparłem się głową o jego klatkę. - Kocham cię i nie mogę cię stracić - powiedziałem to w końcu! Powiedziałem! cholera. To... ciężkie. - I czuję się jak prawdziwa szmata, kiedy tamci mnie dotykają... ale nie mogę iść na studia bez żadnej kasy - powiedziałem, po czym podniosłem głowę, widząc jego zszokowane oczy. - Ja naprawdę to zostawię - byłem bliski płaczu, nawet oczy mi się zaszkliły.
 - Obiecuję - powiedział i przytulił mnie do siebie. No... Więc potem czekała mnie godzina ryku. Ze szczęścia.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział XXV - Podobało

 Kiedy wyszłam na balkon, westchnęłam głośno i odpaliłam papierosa. Powiedziała, że to nic, tak? Wiec jest dobrze. A przynajmniej mam taką nadzieję. Nie chcę tracić przyjaciółki. I może to moje, durne, pijackie spojrzenie na świat, ale chyba jej się to nawet podobało? Ale fajnie byłoby, gdyby jednak tak.
 Usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi balkonowe, więc odwróciłam się i spojrzałam na Veronicę z szerokim uśmiechem. - Co się stało? - zapytałam, po czym podniosłam papierosa do ust, jednak ona zaraz mi go wyrwała.
 - Zrób to jeszcze raz - powiedziała, a ja zmarszczyłam brwi.
 - Co mam zrobić? - zapytałam, bo nie za bardzo wiedziałam, o co chodzi. A ta podeszła do mnie i przysunęła się. Schyliła, bo była odrobinę wyższa i podniosła mi głowę. - To, co zrobiłaś wcześniej - powiedziała i przysunęła się już na tyle, że mogłabym ją pocałować.
 - Nie mogę - mruknęłam w końcu, po czym odwróciłam głowę w bok. - Jesteśmy... przyjaciółkami nie? A jakby nam nie wyszło, gdyby ci się nie spodobało mogłabym cię stracić - powiedziałam cicho i zabrałam jej rękę, przez moment na nią patrząc. - Ja... - to ona mnie pocałowała.
 Puściłam ją i przełożyłam swoją dłoń na jej kark, żeby przysunąć ją do mnie. Wydawać mogłoby się, że nie wie, co robić, bo trzymała ręce przy sobie, jednak zaraz podniosła jedną dłoń na moje ramię i lekko ścisnęła. Ja za to złapałam drugą ręką za jej plecy i przysunęłam bliżej, przez co ta się o mało co nie potknęła.
 Całowałyśmy się przez dłuższy czas, aż ktoś nie wszedł do pokoju. od razu Tom się wycofał, a ja zagryzłam wargę i spojrzałam na dziewczynę.
 - Podobało - zapewniła, uśmiechnęła się i zaraz wróciłyśmy się bawić. - I nie bój się, wytrzymywałam z gorszymi osobami - powiedziała z szerokim uśmiechem tak dobrym, że nie szło nie odpowiedzieć tym samym. Takim osobom jak ona nie można nie ufać. Takich jak ona się nie zostawia, więc nie wiem, co byłoby ze mną, gdyby nagle to ona opuściłaby moje życie. I chyba wolę tego nie wiedzieć.

***

 Veronica podprowadziła mnie do domu, po czym oddała kuzynowi. ten zaniósł mnie do łóżka, rozebrał i tak też zostawił do rana. A przynajmniej taką usłyszałam teorię. Jak było naprawdę - nie wiem. Urwał mi się film zaraz po tym, jak po wyjściu z balkonu piłam wódkę, popijając ją whisky, a to piwem. 
 W południe, już na totalnym, kurewskim, kacu, weszłam do łazienki. Wykąpałam się, bo nie miałam siły na prysznic i ubrałam. Uczesałam włosy. Będzie trzeba kupić nową farbę, bo kolor mi trochę zszedł, a i odrosty widać. No nie. Może poproszę Veronicę, to mi to zafarbuje? 
 Właśnie... Vera. Cholera. Przecież my wczoraj... tak. I jej się to podobało! Jak ja jej teraz w oczy spojrzę? No cholera jasna. I po co mi to było, po co? 
 Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Danny siedział przy stole i myślał nad czymś, co... Trochę dziwnie wyglądało. Podeszłam do niego.
 - Masz papierosa? - zapytałam, a ten pokazał tylko palcem na komodę przy telewizorze. Wzięłam jednego i odpaliłam go. - A tabletki? - dopytałam, pokazał, a potem mogłam je na szybko wziąć. Trzy od razu. Żeby ten kurewski bol głowy przeszedł. - Danny? - zapytałam.
 - Co jeszcze? - mruknął, podnosząc kubek kawy do ust.
 - Gdzie ty właściwie pracujesz? Przecież nie masz studiów, a kasy masz jak lodu - mruknęłam, siadając obok niego z papierosem.
 - Nie ważne. 
 - Powiedz.
 - Mówię ci, kurwa, że nie ważne to nie ważne! - wykrzyczał. Uniosłam ręce w geście poddania się. Nerwowy jakiś. 

środa, 18 lutego 2015

Rozdział XXIV - Powrót do życia.

Myślę, że teraz całkowicie pozbawię blga jakiejkolwiek systematyczności. Myślę, że posty będą się pojawiać 1-2 na tydzień, bo albo zapominam je napisać, albo nie jestem w stanie. Aktualnie dodaję ten i muszę się uczyć prozy, co boli tak cholernie, że nie wierzycie ;-; Tak więc... Miłego czytania:

 Po około miesiąca siedzenia w domu, w którym to tylko żaliłem się i ryczałem i dzwoniłem do Veronici, postanowiłem w końcu wybrać się do pracy. Bo w końcu ile można siedzieć i ryczeć? Muszę żyć, wrócić do żywych i udawać, chociaż udawać, że jest wszystko okay.
 Tak więc w końcu się ogoliłem, po czym zgoliłem włosy tak, jak wcześniej je miałem. Umyłem się i ubrałem, żeby jakoś wyglądać. Zapaliłem papierosa, pisząc do swojego szefa, że już idę i pogadamy jak przyjdę do niego nie biura.
 Naszym szefem był stary grubas. Taki, jakich najczęściej widzi się w naszym burdelu. Jednak jest przyjemny. I ma miły głos. Kiedy ktoś potrzebuje urlopu, albo pieniędzy wykłada wszystko na tacy i pozwala nam niemal na każdą bzdurę. Ma tak duże wtyki w policji, pogotowiu i w sądzie, że nie ważne, co nam zarzucą - i tak nikt nie straci roboty i nikt nie pójdzie siedzieć. Tak, jak mamy ten burdel otwarty od około czterech lat, tak na palcach jednej ręki mogę wyliczyć, kiedy ktoś został wysłany do pudła.
 Zgasiłem papierosa i założyłem buty. Zima przemija, więc robi się coraz cieplej, zwłaszcza w dzień, kiedy jest tak gorąco, że nie idzie wytrzymać bez odrobiny cienia. Jednak wieczorem nie wytrzymuję bez kurtki, dlatego tym razem narzuciłem na siebie swoją skórę.
 Był już wieczór. Kiedy wychodziłem z domu słońce lekko zachodziło, a wiatr lekko wiał. Trochę to denerwowało, tym bardziej, kiedy chciałem odpalić papierosa na przystanku, bo wiało i zmiatało mi całkowicie ogień z zapalniczki. Ale udało mi się! Całe szczęście. Będę musiał sobie kupić nową paczkę. Ta się już powoli kończy, a ja naprawdę nie lubię nie czuć przy sobie braku papierosów. Tym bardziej, że przez ten miesiąc paliłem po dwie paczki dziennie. Z czystej nudy. Nie miałem za dużo do roboty, bo zrobienie obiadu dla jednej osoby to nic takiego, pół godzinki i było gotowe. A potem znowu nie było nic, czym mógłbym się zająć.
 Kiedy tylko wysiadłem z autobusu od razu zapaliłem kolejnego papierosa, a przed wejściem do burdelu zaraz go wyrzuciłem. Westchnąłem i pierwsze, co zrobiłem po wejściu to nie rozebranie się, a pójście do szefa. Wyjaśniłem mu wszystko, ten mi trochę po współczuł, dał się napić whisky i powiedział, że powinienem był mu to wcześniej powiedzieć.  Mruknął, żebym wrócił do pracy, więc
też to zrobiłem.
 Siedziałem trochę na bramce. Czasami zajmowałem się wejściem. W sumie nie za dużo rzeczy robiłem. Kolejny dzień w pracy. I tyle. Nic takiego, co mogłoby mnie zaciekawić. Nic, co mogłoby zabawić mnie dłużej, niż pięć minut. Nawet klienci tej nocy nie awanturowali się tak bardzo, jak najczęściej to robią. A ja nie umiałem, dodatkowo, znaleźć sobie żadnego miejsca. To bolało, ej.
 Wyszedłem na zewnątrz, żeby zapalić. Aż nie podszedł do mnie jakiś facet z pytaniem, czy mam papierosa.
 - Kiepski dzień? - zapytał, odpalając go.
 - Trochę - mruknąłem, chcąc, żeby sobie poszedł.
 - Ej, dobra. Spokój, przecież nic ci nie robię - odpowiedział i uśmiechnął się szeroko. - To co się stało?
 - Zawsze jesteś taki upierdliwy?
 - Tak - powiedział i wypuścił dym kiwając swoimi ramionami. - Tylko większość uważa to za niezwykle urocze - mruknął. - Mogę chociaż wiedzieć, jak masz na imię?
 - Jeff.
 - Harry. Nie, nie Harry Potter. Tylko Harry Laufer - powiedział i roześmiał się tak głośno, że nie umiałem się chociaż nie uśmiechnąć. - Przyjdę tu jeszcze kiedyś, co? W sensie nie do burdelu. Tylko tu. Pójdziemy na piwo? - zapytał i rzucił kiepa na podłogę.
 - Kończę zmianę za godzinę, jak chcesz to możemy.
 - To czekaj tu na mnie za godzinę.
 I widziałem już tylko jego oddalającą się sylwetkę.

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział XXIII - Ja chcę jeszcze raz!

  Tak więc.. Znałyśmy się z Veronicą już ponad dwa miesiące. I w sumie cały czas coś razem robiliśmy. Albo ona siedziała u mnie, albo ja u niej... I wszystko w sumie byłoby dobrze, gdyby nagle nie przestała być tylko dobrą koleżanką. Znaczy.. Oczywiście! Traktowałam ją jak siostrę, mimo tego, jak różne światopoglądy miałyśmy... Ale teraz szło to w zupełnie inną stronę. I to było trochę przerażające.
 Jednak dzisiaj miało być fajnie. Dostałam kasę od trochę... Załamanego Danny'ego, który powiedział, żebym imprezowała ile wlezie i jak będzie trzeba to mam do niego dzwonić to przyjedzie po mnie. Kochany, naprawdę. Ale i tak mnie to trochę dziwiło. Wydawał się być nieprzytomny. Niby chodził, jadł i tak dalej, ale ten jego cały Oliwier nie przychodził.
 Odpaliłam właśnie papierosa, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam Veronice, która była ubrana w przepiękną, małą czarną, która w ładny sposób eksponowała jej niewielkie piersi. Podniosłam wzrok na nią i uśmiechnęłam się, przyciskając ją do siebie. Ta nieznacznie się skrzywiła.
 - Mówiłam ci, żebyś nie paliła tego gówna nazwanego papierosami - rzuciła i westchnęła głośno. Była na mnie zła, ale ja na nią jakoś specjalnie nie.
 - Ale ja i tak będę to palić.
 - Nie sądzę. Dobra, Laara, zbieraj się.
 - Daj mi minutkę. Spalę, założę bluzkę  i idę - nie, już ani trochę nie przejmowałam się tym, że chodzę przy Veronice bez bluzki. Akurat jeszcze stanika nie ściągałam, ale jednak to i tak było dużo.
Pobiegłam do siebie i wpakowałam do torby krótkie spodenki na zmianę w wypadku, gdyby było mi gorąco. A potem poszłam do kuzyna, a, że miał nockę to go tam nie było, gdzie to znalazłam ze trzy pełne i czwartą prawie pustą paczkę. Wzięłam wszystko. On wszędzie ma papierosy, bo zawsze je gdzieś odłoży, myśli, że już wypalił i potem ja je znajduję i nie muszę nic kupować.
 Zarzuciłam na siebie jakąś dużą, męską bluzkę z nazwą zespołu i wróciłam do Veronici. Założyłam swoje glany, wyszłyśmy, a ja zamknęłam dom.
 Od razu zapaliłam, a ta wyrwała mi papierosa.
 - Ej! - wykrzyczałam.
 - Nie będziesz palić.
 - Ale... Vera! - mruknęłam obrażona, krzyżując ręce pod swoimi piersiami.
 - No co Vera? Nie ma. Koniec - mruknęła i zarzuciła mi rękę na szyję, a ja złapałam ją za kolana i podniosłam do góry. Uśmiechnęłam się szeroko do niej i postawiłam ją, bo ta się drzeć zaczęła, że ciężka jest i w ogóle. Jeżeli ona jest ciężka to ja jestem stukilogramowym słoniem.
 Zaraz byłyśmy u Toma. Było w sumie więcej facetów, niż lasek. A jakiś od razu przyspółkował się do mojej Veronici. Jasne jest, że od razu kolesia odprawiłam, a potem w sumie jak piłam i paliłam nic nie robiło mi różnicy. Aż w końcu ktoś nie postanowił zabawić się w butelkę.
 Więc tak, jak było nas trzydzieści osób tak teraz piętnastka piła, a reszta usiadła do kółka. Kręciliśmy i nikt nie miał jakichś specjalnych oporów do całowania się ze sobą.
 Aż nie padło na mnie i Veronicę. Zdziwiona podeszłam do niej na czworaka i złapałam ją za twarz. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam sobie, przyciągając ją lekko do siebie. Odwróciłam lekko głowę i przysunęłam się jeszcze kawałek, zbliżajac do jej ust. Dopiero przy końcu zamknęłam oczy i objęłam jej wargi swoimi. Wydawać mogłoby się, że na początku nie wiedziała co robić, bo lekko cofnęła głowę, jednak kiedy wsunęłam rękę w jej włosy - ta nagle się ośmieliła. Sama oddała mój pocałunek, a potem nawet pogłębiła, przez co uśmiechnęłam się lekko przez pocałunek i tak całowałam ją, aż nie pomyślałam o tym, że wypadałoby to skończyć. Z pięć minut zeszło jak nic.
 Wróciłam na swoje miejsce, gdzie to gra potem trwała jak to trwała. Paliłam praktycznie cały czas i ukrywałam tym samym smak niedobrej wódki. A Veronica? Nawet nie wzięła łyka alkoholu. No dobra. Lampkę wina wypiła. Dlatego zdziwiło mnie to, że pilnowała mnie i słuchała moich głupot z tak cholernym stoickim spokojem. No przecież tego sam Lucyfer by kurwa nie wytrzymał!
 A potem podłapał ją gospodarz, wiec grzecznie poszłam sobie za nimi. Znali się chyba z jakieś dziesięć lat. A to, że gadali tylko niepotrzebnie mnie denerwowało. Eh, no nic. Podeszłam do nich i wsunęłam się między Toma, a Veronicę.
 - Sory, ona jest moja - mruknęłam i zniżyłam się lekko, po czym przerzuciłam ją sobie przez bark.
 - Idiotko! Puść mnie! Ej! Wywalisz się! A ja z tobą! Napita jesteś! Laara! - krzyczała cały czas, aż nie weszłam do jakiegoś pokoju i nie położyłam jej na łóżku. - Co ty kombinujesz? - zapytała, unosząc brew.
 Podeszłam do niej i usiadłam na skraju łóżka. Ta się podniosła i poturbowała moje włosy, a ja momentalnie odwróciłam się i pocałowałam ją lekko. Potem mocniej. I znowu mocniej. Aż nie skończyło się na tym, że się na niej położyłam. Siedziałam już jej między nogami i wsunęłam rękę pod jej sukienkę. Ale... No. Nagle momentalnie mnie zemdliło, więc podniosłam się i usiadłam na łóżku.
 - Ej, nic ci nie jest? - zapytała, kładąc rękę na moich plecach.
 - Nie. Już przeszło. Przepraszam... za to.
 - Nie ma za co - odpowiedziała z uśmiechem, a ja wstałam i wyszłam na balkon zapalić.
 Kurwa.