środa, 29 kwietnia 2015

Rozdzial XXVI - Jestem dziwką

 Złapałem Laarę za ramię. - Pokaż - zażądałem i odwróciłem jej lewą rękę w swoją stronę. Spojrzałem na to, co sobie robiła, po czym westchnąłem głośno.
- Głupia - mruknąłem, puszczając jej rękę. Zabrała ją od razu. - Powiesz mi przez co? - zapytałem i uniosłem brew.
- Przez rodziców - mruknęła, po czym spuściła głowę. - Wiesz jacy oni byli w stosunku do Jacoba - dodała i wstała. - Idę do siebie - dodała, a ja chciałem podejść za nią, ale zaraz zniknęła na schodach.
 Wstałem od stołu i zabrałem naczynia po moim śniadaniu. Wlazłem na górę, po czym zebrałem swoje ubrania. tym razem wybrałem obcisłe spodnie do kostek, luźną koszulkę, która odsłaniała mi połowę klatki piersiowej, oraz zwykłe trampki. Wszedłem do łazienki i podkreśliłem oko kreską. Polazłem do Laary.
 - Idę do pracy, będę wieczorem - powiedziałem, na co ta wstała.
 - Powiedziałam ci czemu to teraz powiedz ty mi.
 - Co? - dopytałem, unosząc brew.
 - Gdzie pracujesz?
 Westchnąłem głośno i złapałem się framugi drzwi. Zakryłem twarz w ramieniu. Czy chcę jej o tym powiedzieć? Czy niewygada nic rodzinie? Nie powinienem się tym przejmować, ale jednak to moja kuzynka. Co ona może sobie o mnie pomyśleć? Przecież... To chore, nie?
 - Jestem dziwką - powiedziałem od razu, po czym zamknąłem oczy. -Tylko nie myśl o mnie źle. To... Wiesz... Przez sytuację - dodałem po chwili i pociągnąłem nosem. - Gdyby rodzice nie poszli do piachu zostałbym lekarzem - powiedziałem i uśmiechnąłem się krótko.
 Wyszedłem z jej pokoju i podlączyłem słuchawki do swojego telefonu. Założyłem zimową kurtkę, po czym wyszedłem z domu. Puściłem sobie muzykę, czując na sobie jej wzrok. Czy to wydaje się być dla wszystkich aż tak strasznie?
 Wiem! Oszczędzę pieniądze. Tak, żeby przez te wszystkie lata móc żyć i za rok porzucę Wet Flower. Napisze o tym Olivierowi. Będzie szczęśliwy, prawda? W końcu to zostawię. A on wprowadzi się do mnie i będzie się ze mną kochał i będzie mnie kochał. Tylko mnie. Tak mocno, jak ja go.
 Podekscytowany wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Oliviera, wsiadając do autobusu.
 - Hej, dzięki, że odebrałeś - powiedziałem z uśmiechem, który posłałem do jednego dzieciaka, siedzącego w autobusie. Kiedyś się zmienisz, mały. Zaczniesz się buntować, będziesz myślał o tym, żeby jak najszybciej uciec z domu. Żeby się wyrwać. A potem umrzesz w samotności.
 - Co się stało? - zapytał blondyn, tym samym wyrywając mnie z moich pesymistycznych myśli.
 - Będziesz na mnie czekał? - zapytałem. - To ważne dla mnie - powiedziałem i zagryzłem wargę. - Daj mi rok - poprosiłem. - Zostawię to wszystko w cholerę, ale musisz na mnie poczekać. Obiecać, że nie znajdziesz nikogo innego. Przyjdź dzisiaj, wszystko wyjaśnię... proszę - wyjaśniłem, przestając tym samym katować moje usta, po czym  wysiadłem z autobusu. - Wszystko się ułoży - dodałem.
 - Wpadnę za godzinę - rozłączył się.
 I właśnie z nastawieniem, że wszystko będzie dobrze, poszedłem do pracy. Spędziłem godzinę na barze, zabawiając jednego faceta. Schlał się w biały dzień, a Robert musiał go wyprowadzać, co wyglądało przekomicznie i jeszcze chyba nigdy się tak nie uśmiałem. Aż nie przyszedł Olivier. Złapałem go za rękę i zabrałem do naszego boksu.
Tam też usiadlem mu na kolanach i przytuliłem się do niego mocno. - Tęskniłem - powiedziałem od razu, po czym usiadłem na nim okrakiem, żeby mieć na niego lepzy widok.Ten od razu złapał mnie za twarz i przyciągnął do siebie, żeby pocałować. A zrobił to wspaniale. I po mniej więcej dziesięciu minutach odsunął się ode mnie, opierając swoje czoło o moje.
 - Ja za tobą też - odszeptał mimo panującej głośniej muzyki i złapał mnie ręką za biodro. - Miałeś mówić to mów - powiedział i uśmiechnął się lekko.
 - Zostawię burdel, obiecuję. Ale potrzebuję uzbierać pieniędzy na studia. Sprzedam dom i wprowadzę się do jakiegoś mieszkania dla mnie i Laary. Pomożesz mi, prawda? Tak, jak to mówiłeś. Zostawię to wszystko. Ale obiecaj, że mnie nie zostawisz, że dalej będziesz ze mną. Że dalej będziesz ze mną - powiedziałem i ściągnąłem brwi, po czym oparłem się głową o jego klatkę. - Kocham cię i nie mogę cię stracić - powiedziałem to w końcu! Powiedziałem! cholera. To... ciężkie. - I czuję się jak prawdziwa szmata, kiedy tamci mnie dotykają... ale nie mogę iść na studia bez żadnej kasy - powiedziałem, po czym podniosłem głowę, widząc jego zszokowane oczy. - Ja naprawdę to zostawię - byłem bliski płaczu, nawet oczy mi się zaszkliły.
 - Obiecuję - powiedział i przytulił mnie do siebie. No... Więc potem czekała mnie godzina ryku. Ze szczęścia.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział XXV - Podobało

 Kiedy wyszłam na balkon, westchnęłam głośno i odpaliłam papierosa. Powiedziała, że to nic, tak? Wiec jest dobrze. A przynajmniej mam taką nadzieję. Nie chcę tracić przyjaciółki. I może to moje, durne, pijackie spojrzenie na świat, ale chyba jej się to nawet podobało? Ale fajnie byłoby, gdyby jednak tak.
 Usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi balkonowe, więc odwróciłam się i spojrzałam na Veronicę z szerokim uśmiechem. - Co się stało? - zapytałam, po czym podniosłam papierosa do ust, jednak ona zaraz mi go wyrwała.
 - Zrób to jeszcze raz - powiedziała, a ja zmarszczyłam brwi.
 - Co mam zrobić? - zapytałam, bo nie za bardzo wiedziałam, o co chodzi. A ta podeszła do mnie i przysunęła się. Schyliła, bo była odrobinę wyższa i podniosła mi głowę. - To, co zrobiłaś wcześniej - powiedziała i przysunęła się już na tyle, że mogłabym ją pocałować.
 - Nie mogę - mruknęłam w końcu, po czym odwróciłam głowę w bok. - Jesteśmy... przyjaciółkami nie? A jakby nam nie wyszło, gdyby ci się nie spodobało mogłabym cię stracić - powiedziałam cicho i zabrałam jej rękę, przez moment na nią patrząc. - Ja... - to ona mnie pocałowała.
 Puściłam ją i przełożyłam swoją dłoń na jej kark, żeby przysunąć ją do mnie. Wydawać mogłoby się, że nie wie, co robić, bo trzymała ręce przy sobie, jednak zaraz podniosła jedną dłoń na moje ramię i lekko ścisnęła. Ja za to złapałam drugą ręką za jej plecy i przysunęłam bliżej, przez co ta się o mało co nie potknęła.
 Całowałyśmy się przez dłuższy czas, aż ktoś nie wszedł do pokoju. od razu Tom się wycofał, a ja zagryzłam wargę i spojrzałam na dziewczynę.
 - Podobało - zapewniła, uśmiechnęła się i zaraz wróciłyśmy się bawić. - I nie bój się, wytrzymywałam z gorszymi osobami - powiedziała z szerokim uśmiechem tak dobrym, że nie szło nie odpowiedzieć tym samym. Takim osobom jak ona nie można nie ufać. Takich jak ona się nie zostawia, więc nie wiem, co byłoby ze mną, gdyby nagle to ona opuściłaby moje życie. I chyba wolę tego nie wiedzieć.

***

 Veronica podprowadziła mnie do domu, po czym oddała kuzynowi. ten zaniósł mnie do łóżka, rozebrał i tak też zostawił do rana. A przynajmniej taką usłyszałam teorię. Jak było naprawdę - nie wiem. Urwał mi się film zaraz po tym, jak po wyjściu z balkonu piłam wódkę, popijając ją whisky, a to piwem. 
 W południe, już na totalnym, kurewskim, kacu, weszłam do łazienki. Wykąpałam się, bo nie miałam siły na prysznic i ubrałam. Uczesałam włosy. Będzie trzeba kupić nową farbę, bo kolor mi trochę zszedł, a i odrosty widać. No nie. Może poproszę Veronicę, to mi to zafarbuje? 
 Właśnie... Vera. Cholera. Przecież my wczoraj... tak. I jej się to podobało! Jak ja jej teraz w oczy spojrzę? No cholera jasna. I po co mi to było, po co? 
 Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Danny siedział przy stole i myślał nad czymś, co... Trochę dziwnie wyglądało. Podeszłam do niego.
 - Masz papierosa? - zapytałam, a ten pokazał tylko palcem na komodę przy telewizorze. Wzięłam jednego i odpaliłam go. - A tabletki? - dopytałam, pokazał, a potem mogłam je na szybko wziąć. Trzy od razu. Żeby ten kurewski bol głowy przeszedł. - Danny? - zapytałam.
 - Co jeszcze? - mruknął, podnosząc kubek kawy do ust.
 - Gdzie ty właściwie pracujesz? Przecież nie masz studiów, a kasy masz jak lodu - mruknęłam, siadając obok niego z papierosem.
 - Nie ważne. 
 - Powiedz.
 - Mówię ci, kurwa, że nie ważne to nie ważne! - wykrzyczał. Uniosłam ręce w geście poddania się. Nerwowy jakiś.