piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział XIII - Rozleciał mi się świat

 Kiedy wszedłem do pracy było bardzo mało ludzi. Ogólnie zawsze tak jest, kiedy jest jeszcze południe. Najczęściej ludzi przybywa, kiedy jest tak mniej - więcej po dziesiątej. Wtedy ich potrafi być koło setki na części baru i z dwustu w burdelu. I dopiero wtedy są jaja, kiedy burdel ma trzy piętra, a est tylko trzech ochroniarzy, czasami czterech. I weź człowieku wszystkiego pilnuj. Nie ma takiej możliwości.
 Po drodze widziałem jeszcze Danny'ego, który wyrywał jakiegoś chłopaka. Czyżby zdzierali z niego niezłą kasę? Oby tak. Ostatnio club mało zarabia, w porównaniu do burdelu. Ale c się dziwić? Tam dostaje się pierdolenie, zamiast delikatnych, słodkich i niewinnych gestów, krótkich całusów i drogich drinków.
  Westchnąłem ciężko i usiadłem na swoim stołku w rogu clubu, chcąc tym samym obserwować wszystkich. Tak na wszelki wypadek. Ochroniarze wszędzie się przydadzą.
 Zaraz znudziło mi się siedzenie. Wstałem i podszedłem do barmana, u którego poprosiłem kieliszek wódki. Wypiłem go jednym łykiem, po czym wyszedłem na zewnątrz, odpalając już przy progu swojego papierosa. Oparłem się przedramionami o barierkę i wyciągnąłem telefon. Hej, kochanie. Co robisz? - wysłałem do Jonathana i schowałem telefon. Pewnie poszedł spać, bo inaczej odpisałby od razu. A tak to jak nie śpi to pewnie coś sprząta, albo gotuje, albo gdzieś wyszedł bez telefonu.
 Spaliłem do końca i wszedłem z powrotem. Spotkałem kolejną dziwkę - Gabriela. Tego najmłodszego ze wszystkich. Uśmiechał się do mnie szeroko, będąc zaledwie w spodenkach, które odsłaniają tyłek i w topie, który zasłaniał klatkę piersiową. Jego długie, niebieskie z farbowania, włosy zostały wyprostowane i zaczesane do przodu z przedziałkiem, a kiedy chodził - kręcił tyłkiem przyciągając do siebie oczy ludzi. Miał w sobie coś takiego, jak Danny. Kiedy się na niego spojrzy - nie jesteś w stanie oderwać oczu od chłopaka. Gapisz się na niego i gapisz i nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak łatwą kasę od ciebie wyciąga.
 Wzruszyłem lekko ramieniem i usiadłem, aby w ciągu dalszym dotrzymać swojej pracy.
 I tak wybiła godzina druga i przyszedł mój zamiennik. Jednak najbardziej zdziwiło mnie to, że Jonathan mi nie odpisał. Ani na kolejne SMS, które mu wysłałem. I to mnie juz martwiło. A więc kiedy tylko dostałem swoją kurtkę - od razu wyszedłem i polazłem w stronę naszego mieszkanka. Zapaliłem tylko po drodze.
 Wszedłem do środka, nie sprawdzając skrzynki. Byłem pewny, że zrobił to Jonathan. Jak zawsze. Nie mam się o co martwić. Wszedłem po schodach i stanąłem przed drzwiami. Wyciągnąłem klucze i otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka najciszej, jak umiałem i polazłem do naszej sypalni.
 Chyba nie muszę mówić, jak bardzo się zdziwiłem, kiedy tylko zobaczyłem, że mojego chłopaka nie ma w łóżku. Nie było go też w salonie, w którym często zasypiał, ani nawet w łazience. Mieszkanie było puste. Polazłem znowu do naszego pokoju i otworzyłem wszystkie drzwiczki od szafek. Były puste. Wszędzie były tylko moje ubrania. Nawet zdjęcia zabrał... Westchnąłem głośno i usiadłem na łóżu.
 Schowałem w dłonie swoją głowę i jak zwykłe, połamane dziecko, zacząłem płakać. Głośno, szlochałem i nie powstrzymywałem łez, mimo, że mój nos był zatkany i nie bardzo miałem w pewnym momencie czym oddychać. Zapaliłem światło i dopiero teraz zobaczyłem mała karteczkę na naszym łóżku. Otworzyłem ją i przeczytałem wszystko. Nie był gotowy na takie życie, nie chce być we wszystkim wyręczany, denerwuje go moja dobroć w stosunku do niego, nie chciał być dla mnie takim ciężarem, klucze w skrzynce, przeprasza. Podarłem list i zacząłem płakać jeszcze głośniej.
 Polazłem do kuchni i wyciągnąłem wódkę z lodówki. Zabrałem też colę, którą nalałem do szklanki i zaraz pociągnąłem dwa, czy trzy łyki alkoholu, zaciskając mokre oczy. Popłynęły mi przez to łzy. Pojedyncze, które mówiły jak chujowo się czuję. Zapiłem colą ten okropny smak i kolejny raz pociągnąłem ze szklanej butelki. Zapiłem colą i tak cały czas, aż nie poczułem, że kręci mi się w głowie.
Poszedłem do naszego pokoju i ściągnąłem pościel. Potem wyrzuciłem jego poduszkę i kołdrę, bo pachniały nim. Sięgnąłem po telefon.
Pierwszy sygnał...
Drugi sygnał....
Trzeci...
 - Halo!? - wykrzyczałem do słuchawki. - Jonathan, kurwa, gdzie ty jesteś? - zapytałem bełkotem pijaka i znowu wydobył się ze mnie szloch.
 - Daleko - powiedział to lekko zaspanym głosem.
 - Kochanie, wróć do domu. Czekam tutaj na ciebie. Chodź. Przestanę być taki, obiecuję, ale wróć. Nie mogę żyć sam, tutaj, zrozum. Wróć, Jonatan - wymruczałem mu do słuchawki.
 - Dobranoc.
 Usłyszałem sygnał, że rozmówca się rozłączył. Rzuciłem aparatem o ścianę, aż ten się roztrzaskał. Westchnąłem głośno i opadłem na łóżko. Tej nocy nie zmrużyłem nawet oczu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz