niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział I - Papierosy

  - Dawaj kasę i spierdalaj - powiedziałem momentalnie podnosząc się z łóżka. Podszedłem do swoich ciuchów, a mianowicie do swoich obcisłych jeansów i zwykłej, białej bluzki. Założyłem je niemal tak szybko, jak wcześniej ten napalony grubas je ze mnie  ściągnął.
- Jest w portfelu - mruknął, po czym odwrócił się na drugą stronę. Albo już był zalany, albo serio bardzo się zmęczył. No, pewnie z jego wagą wysiłek piętnastominutowy jest czymś strasznie wyczerpującym.
 Sięgnąłem do jego marynarki, w której rzeczywiście był portfel. I to jeszcze jak grubo wypchany. Jasne jest, że zabrałem wszystko, co tam było, a nie tylko moje wynagrodzenie. Następnie zawołałem Jeff'a. To taki... Ochroniarz. Niby stoi na bramce i pilnuje, by wchodzili tylko faceci, jednak czasami zdarzało się, że uratował mnie od zbyt nachalnego klienta, albo wyprowadzał tych, którym zachciało się zasypiać w naszych łóżkach. Wara.
 Tak więc i tym razem mój, lepszej budowy, kolega podszedł do miłego pana, którego to złapał za koszulkę i wyrzucił, a zaraz po nim jego ciuchy.
 - Dzięki, złotko - powiedziałem z szerokim uśmiechem i schowałem pieniądze do małej nerki, którą nosiłem ze sobą. Niestety, ale staników nie noszę, a z kieszeni pieniądze zawsze mi wypadały, kiedy się rozbierałem, więc nie mam innego miejsca. A poza tym to bardzo wygodne. Tym bardziej, że taka dniówka się tutaj mieści.
 Wyszedłem na zewnątrz. Znaczy się... Do baru. Widziałem dziadków, których obsługiwali chłopacy młodsi ode mnie, bo mieli po osiemnaście - dziewiętnaście lat. Jednego nawet takiego mamy, co wrażeń szukał i w wieku szesnastu lat został dziwką. No, niby robi to samo, co ja, ale ja nie jestem prostytutką w formie męskiej. Ja jedynie dotrzymuję samotnym i smutnym panom towarzystwa. A to, że za dodatkową zapłatę mogę zrobić takiemu delikwentowi loda, czy dać mu tyłek to nic takiego, czym mam się szczycić. Zwłaszcza, przy takim jednym, który często tutaj przychodzi. I najczęsciej przysiada się do mnie.
 Nie powiem, żebym nie był z tego powodu szczęśliwy - bo jestem niesamowicie. Takich przystojnych, wysokich, dobrze zbudowanych, o zielonych oczach, blondynów nie spotyka się wszędzie. Tym bardziej, kiedy taki lubi z tobą rozmawiać. A ja uwielbiam. Po prostu kocham nocki, kiedy on przychodzi i opowiada mi o swojej pracy, o miejscach w których był, o jego byłych, którzy zostawiali go po pięciu miesiącach. Kocham o tym słuchać i wtedy mogę przesiadywać na sali całe godziny, słuchając go jedynie. Nie wiem, co on takiego w sobie ma. Po prostu, kiedy zaczyna mówić, jestem zaczarowany jego słowami i ich dźwiękiem. Nie mogę odwrócić oczu od jego ruszających się ust, czy nie umiem zatkać uszu i nie słuchać jego pięknego, entuzjastycznego głosu. To trochę tak, jakbym chciał zagłuszyć dźwięk anioła. Dosłownie.
 - Ej, Danny. Słuchasz mnie? - W pewnym momencie przestałem rozmyślać i nasz barman - Tyriel klepnął mnie w ramię, podając mi kieliszek.
 - Tak, tak. Zamyśliłem się. Kopsnij mi po papierosy, co? - poprosiłem ładnie, wręcz kładąc się na barze. Pociągnąłem wódkę jednym susłem i ten zaraz się zjawił. Wraz z moją paczuszką nową. Co noc kupuję nową. Bo muszę. Po każdym ich bawieniu się ze mną - bez papierosa nie jestem w stanie wytrzymać reszty nocy. w wieku trzydziestu lat pewnie moja cera będzie już niemożliwie zniszczona, jednak mam to gdzieś. Nawet wtedy będę się bawił z innymi mężczyznami. Głównie ze względu na to, że nie umiem żyć bez seksu. Nigdy nawet się się starałem. Nie chcę. Tak jest mi dobrze, kiedy faceci, po kolei dochodzą, a ja mogę się cieszyć z tego, że nie muszę szukać sobie faceta na noc. Wystarczy przyjść do pracy. I mam wszystko jak na dłoni.
Wyszedłem na zewnątrz i odpaliłem papierosa. Właśnie... Tak. Właśnie zauważyłem mojego chłopaka. Mojego? Nie jest mój. Ale lubię go tak nazywać.
Podbiegłem do niego i rzuciłem mu się na szyję. - Idź, zamów już coś, zaraz przyjdę - obiecałem i uśmiechnąłem się do niego szeroko, kończąc papierosa. Moja ostoja w tym całym gównie właśnie przybyła. Już nie będę musiał się męczyć z innymi, starymi prykami, którzy chcą mnie grzmotnąć i pójść. On jest inny. Przychodzi tutaj co dziennie od pół roku. I nigdy, jako klient mający do tego prawo, nie zechciał iść do drugiej części burdelu. Zawsze tylko siedzieliśmy i rozmawialiśmy. I kto zdziwiłby się teraz, że ja go po prostu kocham?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz