środa, 14 stycznia 2015

Rozdział XII - Inne poglądy

 Ogólnie, kiedy tylko Jeff, wyszedł, postanowiłem porobić w końcu coś w tym domu. W końcu to zawsze wszystko za mnie robi mój chłopak, powiedzmy. Sprząta, gotuje, opłaca, a ja mam leżeć albo ewentualnie chodzić na zakupy. To czasami trochę mnie wkurza, ale jakby na to patrzeć inaczej - to całkiem miłe. Bycie wyręczany we wszystkim.
 Tylko.. Ja się strasznie źle z tym czuję. Tym bardziej, że no.. Jeff to chyba nie jest chłopak, który jest całkowicie mój. Znaczy... Jest, oczywiście! To facet, którego każdy mi zazdrości, do tego takich to jedynie ze świecą szukać - uczynny, kochany, czuły, miły, słodki, porządny, nasz związek nie polega na ciągłym pierdoleniu i nigdy nawet nie podniósł na mnie głosu, mimo tego, ile razy mi się należało. Chociażby wtedy, kiedy rozbiłem jego akwarium i jego ryby zdechły, bo spanikowałem i nie wiedziałem, co zrobić. Albo wtedy, kiedy ubrałem jego koszulkę z podpisami ulubionego zespołu, a potem ubrudziłem ją tak mocno, że nie dało się jej uprać... Ale on nigdy nie powiedział nic głośniej, niż swoim, spokojnym i normalnym głosem. Ale mi to najbardziej chodzi o to, że w sumie... Chętnie wróciłbym do Philipa. Do faceta, którego prawdziwie kochałem. Mimo tego, że był cholernie nerwowy i często dostawało mi się za głupoty - byłem szczęśliwy. Potrafił być czuły i do tego często pozwalał mi na więcej, niż Jeff. Do tego jak płakałem - był przy mnie, mówił, że przeprasza i obiecuje, że nigdy więcej mnie nie uderzy. Kłamał, oczywiście, jednak takie chwile pamiętam, jako te dobre. Albo na samym początku, kiedy jeździliśmy razem na kolejkach, albo ten jego wzrok, kiedy tak nieśmiało mnie pocałował za pierwszym razem.
 Z Jeffem... Ah... Nie kocham go. To nie tak, że ja go nie lubię, albo, że mi się nie podoba - ja po prostu nie potrafię go pokochać, nie ważne, co dla mnie zrobi. I mimo tego, że chcę - nie umiem mu tego zrobić. Pozwolił mi na jakiś czas odpocząć od silnych uderzeń Philipa, pozwolił mi być dla niego. Ale ja nie chcę go dla siebie. Już wystarczy mi to, że kiedy Jeff ma nocki - Philip często do mnie przychodzi i zostaje na noc. Mam tak kurewską ochotę do niego wrócić, że sam nie wiem, co jest ze mną nie tak.
 Złapałem za szmatkę i przejechałem po szafce w salonie. Jak zwykle nie wyłapała nic szczególnego. Westchnąłem podirytowany. Idealnie życie, idealne mieszkanko, idealny mężuś. Nie, to na pewno nie jest dla mnie.
 Polazłem do gabinetu dla mnie. Miałem tam mieć swoje miejsce na tworzenie artykułów, kiedy będę już pracował w jakiejś zajebistej gazecie. Wziąłem kartkę i długopis.
 [...] I mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. I wiem, że robię głupotę i pewnie nie raz będę wracał do ciebie z nadzieją, że dalej na mnie czekasz. Ale to nie dla mnie. Kochasz mnie, prawda? Więc pozwól mi odejść i staraj się mnie nie szukać. Klucze zostawiam w skrzynce.
Przepraszam, Jonathan.

 Zostawiłem kartkę na naszym łóżku. Przez moment tylko na nie patrzyłem, po czym zabrałem walizkę i zacząłem pakować wszystkie, swoje ubrania. No, a przynajmniej większość, bo nie wszystko mi się zmieściło. Jednak po wzięciu kolejnej torby - wszystko się zmieściło i już nie miałem nic w moich szafkach.
 Zarzuciłem sobie torbę na ramię, po czym wyciągnąłem klucz od jego mieszkania, klucz od skrzynki, górnego wejścia, od klatki i zamknąłem mieszkanie. Zszedłem po schodach i zaraz znalazłem się przy skrzynkach. Jeszcze mogę to odwołać. Jeszcze mogę przestać. Jeszcze mogę zostać.
 Nie mogę.
 Szybkim ruchem wrzuciłem pęk kluczy do skrzynki i poprawiłem torbę, a drugą ciągnąłem za sobą. Wyszedłem na zewnątrz i spotkałem sąsiadkę. Powiedziałem jej dzień dobry i, żeby powiedziała Jeff'owi, jakby o mnie pytał, że nie widziała mnie. Powiedziała, że powtórzy, odwróciła się i poszła dalej. Wyciągnąłem papierosa i odpaliłem go.
 I tak.. Szedłem ulicami i szedłem. Moje stare mieszkanie było spory kawałek od domu Jeffa. W sumie tym lepiej. Wszedłem do klatki, po czym zapukałem kilak razy w drzwi.
 Otworzył.
 - Hej - powiedziałem cicho i pokazałem torbę. - Mogę wejść? - zapytałem i miałem ogromną ochotę się do niego przytulić.
 - Chcesz się znowu wprowadzić? - zapytał ze swoim uśmieszkiem zwycięstwa. C ja robię, kurwa. - Wchodź, kochany - mruknął i otworzył szerzej drzwi.
 Ściągnąłem buty, potem kurtkę i poszedłem do naszej wspólnej sypialni. Położyłem swoją torbę na łóżku i kiedy ten zrobił mi trochę miejsca - rozpakowałem wszystkie, swoje rzeczy. Kiedy wrzucałem torby do szafy, ten nagle podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Zaciągnął się zapachem moich włosów i po chwili jego ręce spoczęły na moim podbrzuszu.
 - Wiedziałem, że kiedyś wrócisz - powiedział z uśmiechem i odwrócił mnie do siebie przodem. Momentalnie pocałował mnie mocno i podniósł sobie na biodra. Jeff też tak robił. Bardzo często. I uwielbiał mnie wtedy sadzać na blacie. Robił coś smacznego, a w międzyczasie podchodził do mnie i dawał mi krótkie całusy, które oddawałem, żeby nie pokazać, jak mało mi na nim zależy. Jednak Philip zamiast zabrać mnie do kuchni - położył na łóżku i wcale się przed tym nie opierałem.
 Pocałował mnie mocniej i znowu mocniej i zjechał ustami na moją szyję. Ściągnął ze mnie koszulkę. A ja? No cóż... Ja pozwoliłem podnieść się fali. I zatopiłem się w jego cieple, w przyjemności, jaką mi dawał i wszystkim tym, czym postanowił mnie obdarzyć.
 Tak. Dokładnie tak powinno być.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz