poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział XXV - Podobało

 Kiedy wyszłam na balkon, westchnęłam głośno i odpaliłam papierosa. Powiedziała, że to nic, tak? Wiec jest dobrze. A przynajmniej mam taką nadzieję. Nie chcę tracić przyjaciółki. I może to moje, durne, pijackie spojrzenie na świat, ale chyba jej się to nawet podobało? Ale fajnie byłoby, gdyby jednak tak.
 Usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi balkonowe, więc odwróciłam się i spojrzałam na Veronicę z szerokim uśmiechem. - Co się stało? - zapytałam, po czym podniosłam papierosa do ust, jednak ona zaraz mi go wyrwała.
 - Zrób to jeszcze raz - powiedziała, a ja zmarszczyłam brwi.
 - Co mam zrobić? - zapytałam, bo nie za bardzo wiedziałam, o co chodzi. A ta podeszła do mnie i przysunęła się. Schyliła, bo była odrobinę wyższa i podniosła mi głowę. - To, co zrobiłaś wcześniej - powiedziała i przysunęła się już na tyle, że mogłabym ją pocałować.
 - Nie mogę - mruknęłam w końcu, po czym odwróciłam głowę w bok. - Jesteśmy... przyjaciółkami nie? A jakby nam nie wyszło, gdyby ci się nie spodobało mogłabym cię stracić - powiedziałam cicho i zabrałam jej rękę, przez moment na nią patrząc. - Ja... - to ona mnie pocałowała.
 Puściłam ją i przełożyłam swoją dłoń na jej kark, żeby przysunąć ją do mnie. Wydawać mogłoby się, że nie wie, co robić, bo trzymała ręce przy sobie, jednak zaraz podniosła jedną dłoń na moje ramię i lekko ścisnęła. Ja za to złapałam drugą ręką za jej plecy i przysunęłam bliżej, przez co ta się o mało co nie potknęła.
 Całowałyśmy się przez dłuższy czas, aż ktoś nie wszedł do pokoju. od razu Tom się wycofał, a ja zagryzłam wargę i spojrzałam na dziewczynę.
 - Podobało - zapewniła, uśmiechnęła się i zaraz wróciłyśmy się bawić. - I nie bój się, wytrzymywałam z gorszymi osobami - powiedziała z szerokim uśmiechem tak dobrym, że nie szło nie odpowiedzieć tym samym. Takim osobom jak ona nie można nie ufać. Takich jak ona się nie zostawia, więc nie wiem, co byłoby ze mną, gdyby nagle to ona opuściłaby moje życie. I chyba wolę tego nie wiedzieć.

***

 Veronica podprowadziła mnie do domu, po czym oddała kuzynowi. ten zaniósł mnie do łóżka, rozebrał i tak też zostawił do rana. A przynajmniej taką usłyszałam teorię. Jak było naprawdę - nie wiem. Urwał mi się film zaraz po tym, jak po wyjściu z balkonu piłam wódkę, popijając ją whisky, a to piwem. 
 W południe, już na totalnym, kurewskim, kacu, weszłam do łazienki. Wykąpałam się, bo nie miałam siły na prysznic i ubrałam. Uczesałam włosy. Będzie trzeba kupić nową farbę, bo kolor mi trochę zszedł, a i odrosty widać. No nie. Może poproszę Veronicę, to mi to zafarbuje? 
 Właśnie... Vera. Cholera. Przecież my wczoraj... tak. I jej się to podobało! Jak ja jej teraz w oczy spojrzę? No cholera jasna. I po co mi to było, po co? 
 Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Danny siedział przy stole i myślał nad czymś, co... Trochę dziwnie wyglądało. Podeszłam do niego.
 - Masz papierosa? - zapytałam, a ten pokazał tylko palcem na komodę przy telewizorze. Wzięłam jednego i odpaliłam go. - A tabletki? - dopytałam, pokazał, a potem mogłam je na szybko wziąć. Trzy od razu. Żeby ten kurewski bol głowy przeszedł. - Danny? - zapytałam.
 - Co jeszcze? - mruknął, podnosząc kubek kawy do ust.
 - Gdzie ty właściwie pracujesz? Przecież nie masz studiów, a kasy masz jak lodu - mruknęłam, siadając obok niego z papierosem.
 - Nie ważne. 
 - Powiedz.
 - Mówię ci, kurwa, że nie ważne to nie ważne! - wykrzyczał. Uniosłam ręce w geście poddania się. Nerwowy jakiś. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz